wtorek, 28 marca 2017

...

Moje życie według blogspota zatrzymało się na początku lutego, a rzeczywiste kalendarze pokazują, że już zaraz kwiecień. Uświadomiłam sobie, że zazwyczaj publikowałam tu w momentach, gdy najzwyczajniej w świecie było mi źle. Chciałam to zamaskować super postem, wklejałam zdjęcia, publikowałam i później namiętnie sama je oglądałam aż do mojego kolejnego wyjazdu gdziekolwiek. Prawie co drugi post powstał w pociągu na kolanach, gdy z dni przepełnionych szczerą radością, niechętnie byłam wieziona do tych z bezczynnym leżeniem w łóżku i użalaniem się nad sobą. 
To nie jest tak, że przez ostatnie dwa miesiące nic się u mnie nie działo, bo wręcz przeciwnie - działo się bardzo dużo, ale najzwyczajniej w świecie nie miałam potrzeby tym emanować. Dawno nie czułam się tak dobrze ze sobą... aż boję się to pisać, żeby tylko ten stan nie przeminął. Zaczęłam doceniać proste rzeczy. Kocham nad życie mojego psa, daje mi tyle co nikt inny. Chodzi za mną krok w krok, ma do dyspozycji podłogę całego pokoju, ale zawsze musi położyć się tak, żeby chociaż łapkę mógł położyć na mojej nodze. Leży przy moim łóżku tak długo aż nie wstanę, a gdy się przebudzę to radośnie wskakuje i usiłuje lizać mnie po twarzy. Mogę przez parę godzin non stop rzucać mu piłkę i czuję się lepiej, bo widzę jak się cieszy. Chodzę z nim na spacery, a dotychczas nikt by mnie nie wyciągnął na ulice mej mieściny. Uwielbia bawić się plastikowymi butelkami, robiąc przy tym hałas na pięć okolicznych ulic. Dzisiaj rano tańczyliśmy razem do Maanamu i stwierdziłam, że jakie to cudowne, że żyję.
Z podwójną mocą zaczęłam też wzruszać się ludźmi dookoła i tym co dla mnie robią. Cudza Matka wyskakuje z samochodu na mój widok i wita mnie milionem buziaków, jakbym co najmniej była Jej. Mało tego - kolejnego dnia o 00:00 w nocy gotuje mi pomidorową i pyszne drugie danie, bo właśnie wróciłam przemoczona z koncertu i pewnie bym coś zjadła.  Pani O. obezwładniona przez chorobowe bakterie specjalnie nakłada make up i zrzuca domowe dresy by pomknąć szybko na dworzec tylko po to, żeby się ze mną spotkać, bo akurat przejeżdżam przez Katowice i będę miała kilkadziesiąt minut do przesiadki. Pani A. musi opuścić miasto, ale zostawia mi klucze od swojego mieszkania bym miała gdzie spać. Inna Pani O. non stop pilnuje bym nie umarła z głodu bywając w Warszawie, wykupuje hurtowe ilości alkoholi i robi dla mnie naprawdę tyle, że do końca życia jej się nie odwdzięczę za wszystko. Pani G., nie mogąc uczestniczyć w zaplanowanych wcześniej eventach, oddaje mi swoje bilety, by się nie zmarnowały. Pani D. całe noce wysłuchuje mojego marudzenia, jest pierwszą recenzentką prawie każdego rysunku i dzieli się ze mną swoim kontem na Netflixie :D Pani K. natomiast  proponuje mi pokój, tylko po to bym nie musiała po nocy tłuc się pociągami do swojego domu. 
Każda z Nich zawsze powtarza, że mam dać sobie spokój z tym dziękowaniem i ojejku jejku, ale jak tu nie dziękować...
Z tą sprawą się powtórzę, ale te moje bazgroły... jakbym wcześniej wiedziała, że takie coś zadziała na mnie jak najlepsza psychoterapia i kosmetyczne zabiegi w jednym, to rysowałabym od kilku dobrych lat. Teraz robię to non stop, na kolanie w tramwaju, w pociągu, w kokonie z koca czy kołdry. Bardzo mnie to odstresowuje. Ilustruję utwór za utworem, odkładam kolejne kartki na biurko i uśmiecham się pod nosem. Znajomi proszą mnie o rysowanie rzeczy na zamówienie, bo chcą kogoś obdarować, Inni wysyłają zdjęcia swoich ścian z moimi rysunkami, a jeszcze Inni za pomocą głosu, komentarzy, wiadomości i smsów mówią takie rzeczy, że serce żebra rozsadza. Nie wspomnę już o sytuacjach, kiedy to obcy dla mnie Ludzie podchodzą na żywo z informacją, że widzieli, że Im się podoba i w ogóle wow. Wiem, że jak Ktoś gdzieś udostępnia moje rzeczy, to podpisuje mnie imieniem i nazwiskiem ( na insta powstał nawet hasztag #KarolinaGalas hahahaha buziaki dla Tomasza :* <3 ) , ale że tym poszczególnym Ludzikom chce się poświęcić parę sekund swojego życia, sprawdzić jak wyglądam i potem postanawiają obradować mnie za nic dobrym słowem prosto w twarz... nawet jak o tym myślę, to się wzruszam! Ja, bajecznie bogata kolekcjonerka życiowych klęsk, zaczynam nieśmiało stwierdzać, że kurde, to chyba mi wychodzi...
Oczywiście nie jest tak, że sielanka 24 h na dobę - wkurzam się, naprawdę często się wkurzam i to tak błahymi rzeczami, że wstyd o tym pisać. Codzienne dylematy czy posłodzić herbatę, czy nie, potrafią zjebać nastrój na całą resztę dnia. Burzę się, że nie mam pieniędzy, że lustrzanka mi już nie działa, że kolekcje plus size są prezentowane w sklepach online na modelkach posiadających rozmiar S, że nie ma akurat tego modelu płaszcza co chce, a mój organizm coraz częściej przypomina mi, że czasy, gdy wyglądałam jak Żona Hollywood w wersji sportowej i narzekałam, że sukienka XS jest za luźna, już serio nie wrócą - no chyba, że w snach. Jednakże, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo po takich atakach zawsze, na poprawę humoru, decyduję się przepaść na kilkadziesiąt minut w empikowym dziale o nazwie 'Rozwój osobisty'. Szukam, patrzę, kupuję tony książek, wydawnictwo Virgo się bogaci, a ja tyję z dumą i bez żadnych wyrzutów sumienia w psychologiczne mądrości. Co prawda moi znajomi mają potem przejebane, bo przyglądam się im, czasami milczę, ale czasami też bez skrupułów wytykam im ich neurotyczne zachowania, wymieniam jakie maski zakładają na co dzień i oddzielam problemy rzeczywiste od tych wymyślonych tylko w ich głowach - dotychczas stałam na czele wszystkich Tych, którzy namiętnie na poziomie wyobraźni produkują klęski i niepowodzenia, a teraz zaczęłam rozumieć, że dołowanie się nie jest takie super  ... także tak, jak Ktoś jest chętny na terapię to zapraszam, haha :D
Jak na razie to chyba tyle. Korzystajcie ze słońca, Cieszcie się życiem i Kwitnijcie na wiosnę!

lubimy z Wołgą jeździć warszawską komunikacją miejską
wiem, że jest czwarta nad ranem, ale może porzucamy, co?
po wypadku każdego dnia zachwycałam się łąką, która wykwitła mi na stopie, nadal mam małe jej pozostałości
dostaję takie zdjęcia i serce rośnie no <3
dzieło mojego życia pt. "Państwo Krawczykowie na salonach' - Jeżeli Komuś nie obiło się o uszy o co chodzi, to odsyłam na stronę 14. najnowszego wydania Zwierciadła
 
Palladium - kupiłam cztery Błyski i winyl, przyczyniłam się do tych platyn:D

czułam się tam tak jak napisane na obrazku, haha
będąc na solowym koncercie Pani Nos uświadomiłam sobie, że Unisexblues wyszedł już 10 lat temu! pamiętam, że kupiłam te płytę za hajs zarobiony u dziadka na malowaniu bramy haha