poniedziałek, 19 lutego 2018

4:48

Wczoraj po spędzeniu super dnia, przepełniona do ostatniej fałdy tłuszczu ramenem i super dietetycznym ciastem z mascarpone, białą czekoladą i migdałami - wiwat fat & happy - stwierdziłam, a nawet wypowiedziałam tę myśl na głos, że chyba napiszę posta. Jestem tak przewidywalna i nudna: wystarczy, że potańczę i potwerkuje sobie do 'U can't touch this', spędzę trochę czasu w towarzystwie fajnych Ludzi, trochę się pośmieję, doprawię to jedzeniem, powzruszam się, że jestem w tej Warszawie, a już mam ochotę rzygać tęczą. Także opcja nr 1 z postem na wesoło odpadła na wejściu. Opcja nr 2 z użalaniem się, bo za tymi fruwającymi motylkami i jednorożcami  staram się utrzymać konstrukcję, którą tworzyłam przez ostatnie miesiące, a ktoś perfidnie zajebał mi parę kloców i zaczyna się to rozpadać, również odpadła, bo to by było jeszcze bardziej przewidywalne, no ile razy można.
Pomyślałam, że może napiszę o tym, co ostatnio widziałam, obejrzałam, no bo w końcu kino i teatr to coś czym ostatnio przesiąkłam, chociaż raz post byłby jakiś sensowny i może zachęciłabym Kogoś do obejrzenia czegoś. Na pierwszy ogień poszła 'Uczta' Garbaczewskiego, ale gdy przeczytałam to co nakreśliłam, tak się załamałam, że od dzisiaj będę chyba podchodzić z szacunkiem do recenzji. Pisanie o czymś co się podobało jest tak wybitnie trudne, najzwyczajniej w świecie nie potrafię. Nie każdy musi wiedzieć, że w szale emocji i podekscytowania czymś, chaos i przekleństwo średnio co drugie słowo to moje znaki charakterystyczne... więc no tak, mojej opinii o "Uczcie" nie będzie - powiem Wam tylko, że warto to zobaczyć, bo skoro ja wszystko zrozumiałam, ja wychwyciłam, że pomimo iż na scenie są obecne trzy kobiety, to tylko jedna z nich gra damską postać, a tekst Platona w ujęciu Garbaczewskiego jest przepełniony prostotą i momentami ironią, to każdy to ogarnie. Mało tego, oglądając masz ochotę po prostu wstać i przyłączyć się do picia razem z bohaterami, a pod koniec, gdy Ci robią na nagim ciele Jacka Poniedziałka tytułową ucztę zdobiąc go bitą śmietaną i owocami, a następnie rozdając osobom siedzącym na publiczności plastikowe sztućce, stwierdzasz, że to najlepsza impreza, na jakiej byłeś. Wszyscy na kacu. ale i tak podejmują się kolejnego dnia szaleństwa, potem następują nietrzeźwe rozmowy o życiu, kłótnie i wygarnianie sobie nawzajem totalnych bzdur z przeszłości, głośne monologi na haju doprawione erotyką, a na koniec gastro faza wszystkich, którzy jeszcze nie polegli - klasyk, klasyk w starożytnym wydaniu.
No ale dobra, przez wydzieranie się w tym momencie do Maanamu straciłam wątek i nie wiem co chciałam dalej napisać... aaa, mam!
Kilka lat temu Koleżanka mnie zwerbowała na swoją uczelnię, ponieważ gościem jej zajęć miała być Cielecka. Będąc w początkowej fazie swojego uwielbienia do warszawskiego Nowego, pobiegłam i spędziłam parę godzin na oglądaniu fragmentów filmów oraz spektakli, słuchaniu żarcików na temat fanpagu 'Są takie chwile, gdy czuję się jak Krzysztof Warlikowski' oraz wzbogaciłam się o link do sekretnego nagrania całości (A)pollonii. Magda, o wiele dłużej niż to było planowane, odpowiadała na milion pytań studentów i robiłaby to pewnie jeszcze i jeszcze, ale musiała gnać do Warszawy, bo wieczorem grała ' 4:48 Psychosis". Opowiedziała na odchodne, teraz już znaną z prawie co drugiego wywiadu, anegdotę, że ostatnio grała i Pan z widowni tak bardzo zaangażował się w spektakl, że chciał ją uratować przed samobójstwem. W tym celu wszedł na scenę i próbował ją wynieść. Bardzo wyczekiwałam tego momentu. gdy będzie mi dane w końcu zasiąść na widowni i to zobaczyć, bo szczerze? No ja pierdole (przepraszam, musiałam), jak niby można zagrać rolę tak, żeby widz zapomniał, że to tylko kreacja i gra?
W czwartek, gdy w końcu nastąpił ten moment mojej konfrontacji, pobiłam swój rekord - popłakałam się już na drugim zdaniu padającym ze sceny. "Jest mi smutno. Przyszłość jest beznadziejna i nic tego nie zmieni" Ryk. "Jestem nieudolna, wszystko robię źle". Turbo ryk. Z każdą kolejną kwestią coraz większy. Chociaż spektakl trwał dopiero z 30 sekund, modliłam się, żeby już się skończył, ponieważ nie mogłam znieść faktu, że wypowiada Ona tak publicznie wśród ludzi wszystko to, co o sobie myślę, i że Ci wszyscy obecni na widowni na bank wiedzą, że Magda nie odgrywa roli tylko mówi głosem tej konkretnej Karoliny Galas, która siedzi na miejscu piątym w rzędzie IX i wyciera właśnie w tym momencie smarki w rękaw. Oglądając, słyszymy co jakiś czas lektora, który odlicza: 100, 91, 84... miałam ochotę wstać i znaleźć ten głos, żeby go powstrzymać, bo wtedy na pewno akcja by się zatrzymała, a główna bohaterka by przeżyła. Myślałam, że po krzyku Kuleszy w "Róży' nie usłyszę już nic bardziej przerażającego, jednakże Magdzie przy liczbie 44 udało się to pobić - tak bardzo nie mogłam się po tym otrząsnąć, że kupowanie markera w Carrfourze zajęło mi 40 minut, a w głowie cały czas dudnił mi Jej wrzask i spektaklowe "Jak to zatrzymać, jak to zatrzymać..." Nocami nie mogę zasnąć, bo momentalnie wyświetla mi się na powiece Jej postać recytująca: "zobacz mnie, dotknij mnie, uwolnij mnie, kochaj mnie...". Cieszę się, że zobaczyłam to dopiero teraz - wcześniej pewnie bym nie zrozumiała, i tak jak niektórzy obecni, podśmiechiwała się pod nosem.  A tak teraz mogę stwierdzić, że jest to najkrótszy i jednocześnie najlepszy spektakl, jaki było dane mi zobaczyć... zobaczyć już trzykrotnie, ponieważ tak bardzo na mnie to zadziałało, że po czwartku poszłam jeszcze w piątek, a potem jeszcze w weekend, żeby się nasycić tak do końca, by starczyło mi do kolejnych terminów obecności na afiszu.
No i to by było na tyle. Zdecydowanie zbyt często zaczynam zdanie od no. Serwus! 

lubię Cię Warszawo
poszłam na koncert Mery Spolsky, bo zauroczyłam się jednym utworem - Mery zagrała wszystko co możliwe, tylko nie ten utwór :))))))
tak sobie ładnie pozowali
dla mnie Dawid też znalazł chwilkę
ulubione z foto albumu Tyndyka
drugie ulubione
wyskoczył mi nocą w instagramowej lupce - @nigel_lynch - fotografuje tylko iPhonem zwykłe kadry z warszawskiej codzienności, które tak mnie zachwyciły, że aż poczułam wkurwienie na siebie, że też mam iphona, a nie umiem tak jak On - sprawdźcie! 
tak jak pisałam - takie 7 na 10 - przekonajcie się sami

bardzo ładna scena to była

lubię dostawać książki, a jeszcze bardziej lubię, gdy jest to książka wcześniej maglowana przez Obdarowującego, bo fajnie widzieć, że podkreślał on zdania, które też bym podkreśliła

nie umiem dawać ludziom poważnych prezentów hahaha
siostra poprosiła, to wyrysowałam
omami
jestem blogerką kulinarną - to ten bardzo dobry ramen
jestem blogerką modową - kupiłam ostatnio cudowny golf w lumpeksie za 10zł i oszalałam na jego punkcie
były Walentynki...
nie dało się tego nie zauważyć
a to ja próbującą podjąć właściwe decyzje i wejść na właściwą drogę
Rosalie - Po co
tutaj tak jak mówiłam - na to skali nie ma
w TR mają supcio malunki na ścianach
jak byłam mała, to zawsze wyobrażałam sobie, że jak stanie się na środku takich chodnikowych tęcz, to nastąpi teleportacja 
praski dżentelmen nr 1
pd nr 2 i 3
pd nr 4 - wiwat złodzieje!
a to ja i misie
i chciałam jeszcze powiedzieć, że pomarańczowe i żółte zdjęcia Kingi Preis w Urodzie życia są genialne!
a na koniec dużo zdjęć z warszawskiego koncertu Sorry Boys, bo miałam aparat pierwszy raz od wieków i było jakoś tak  miło











Pani Apolonia zasługuje na milion serduszek






nowy Król jest bardzo smaczny

bardzo niewielkie grono osób wie, że uwielbiam jeździć po Warszawie samochodem - brak prawa jazdy i auta super w tym pomagają hahaha jeszcze bardziej lubię, gdy dzieje się to nocą, a z głośników lecą takie super rzeczy jak np. Wilhelm, który robi zajebiście dobrą robotę, a ma bodajże niecałe 200 fanów na fejsie  i komu o nim mówię, to nie zna - więc poznajcie wszyscy